Liczba wypisanych dni: 15
Liczba słów: 9776
Zwolniłam
tempo. Tragicznie zwolniłam. Może to zwykły brak zapału do pracy? Trudno
powiedzieć. Trochę przygniotła mnie ta monotematyczność. Ciężko jest skupić się
na jednym projekcie, gdy w głowie kołtuni się jeszcze tyle innych nęcących
pomysłów... Tym bardziej, że chwilowa zmiana obiektu zainteresowań zwykle
wychodzi na dobre. Wystarczy jeden dzień w innym świecie, by spojrzeć na
wcześniej tworzony tekst zupełnie świeżym okiem. Wcześniejsze koncepcje czy
plany nieco wyblakły, zeszły gdzieś na peryferie myśli, przez co poszerzyło
pole widzenia. W takim wypadku, jeśli miało się jakiś problem z tekstem, jego rozwiązanie
pojawia się samo, i to tak banalne, że nie można zrozumieć czemu wcześniej się
go nie zauważyło!
Zwolniłam
także dlatego, że wpadłam w pułapkę poprawiania. Cofam się, dopisuję,
przestawiam… A tekst stoi w miejscu. W takim wypadku trudno się nie znudzić. Dłubanie
w środku tekstu nie wychodzi mi za dobrze. Lepiej mi już dobrnąć do końca,
choćby nie wiem jak było źle, i dopiero potem zmierzyć z tragedią, jaka wyszła
spod moich palców. Jednak myśl o tej nadchodzącej tragedii i wiążącym się z nią
piekle poprawiania ciężko jest pisać…
Tak,
najtrudniej jest zacząć. Wizja porażki skutecznie odwodzi od sięgnięcia po
laptopa. Jednak jak już się zacznie pisać, to wtedy jakoś leci. Po kilku
słowach, zdaniach, akapitach myśl ciągnie się sama. Potem z kolei trudno jest
przerwać. Nawet, gdy myśl się kończy i odrywa się ręce od klawiatury, albo
nawet uda się wstać od biurka, rzadko kiedy oznacza to koniec pracy. Choć
zaczyna się robić inne rzeczy, myśli wciąż jeszcze krążą wokół tekstu. I nagle
do głowy wpada niesamowity pomysł, który trzeba natychmiast zapisać, więc
dosłownie na sekundę znów siada się do komputera… I wstaje jakoś po kwadransie,
jeśli uda się jakoś w porę opamiętać. Przerywa się to szaleństwo, jednak tylko
po to, by za kilka minut znów wrócić, z kolejnym koniecznym do zapisania
pomysłem…
A
teraz, gdy tak zręcznie wyminęłam dręczący mnie temat z początku tekstu, czas
do niego wrócić i bez ogródek przyznać się, co mnie najbardziej odstrasza od
pisania. Otóż, od samego początku miałam świadomość, że nie sprostam ilościowym
wymogom NaNoWriMo, więc obiecałam sobie nie przejmować się liczbą produkowanych
słów. W pierwszym tygodniu rzeczywiście nie zwracałam na to uwagi, jednak w
drugim różnica liczb zaczęła być przytłaczająco wielka. A trudno jest startować
w wyścigu nie zamierzając dobiec do mety.
Tak,
w końcu się do tego przyznałam. Mam nadzieję, że w nadchodzącym tygodniu
zaowocuje to jakąś poprawą.
Rozumiem Cię. Im lepszy mam pomysł, tym mniej chcę mi się go pisać. To okropne! :<
OdpowiedzUsuńIm lepszy pomysł, tym większy też strach, że można go skopać przy pisaniu XD
Usuń