środa, 1 października 2014

Ultra Magnus approves

No i stało się - 1 października, a z nim ostateczny koniec wakacji. Z tej okazji, jako że na studiach mam już ogarniać, po raz kolejny ulepszyłam okładkę kalendarza...






































Bo nic tak nie dyscyplinuje jak upiorny uśmiech Magnusa, króla ładu i porządku.

czwartek, 25 września 2014

Whistle, baby

Bo gwizdanie na żołnierzy już nie raz zapewniło mi powodzenie misji.

- Mistrzu, z całym szacunkiem, ale jestem już gotów, by zostać pełnoprawnym członkiem zakonu. Zgłębiłem sens naszego credo, respektuję je i egzekwuję w każdym moim czynie i słowie. Poza tym poczyniłem znaczne postępy w walce i nauce, co może...

- A umiesz gwizdać?
- Nie...
- W takim razie nie jesteś jeszcze prawdziwym asasynem.


piątek, 19 września 2014

Tłusty bit

Kiedy Tościk wszedł do salonu, siedziałam na kanapie ze słuchawkami w uszach; kiwałam głową do rytmu, a kiedy napotkałam rozbawione spojrzenie brata, zaczęłam dodatkowo wymachiwać ręką jak na dyskotece.
- Co ty, siostra, techniawy słuchasz?
- Nie - Chopina!
Polecam

środa, 17 września 2014

I w drugą stronę

- Tościk, chodź tu!

- Po co?

- Chcę ci coś pokazać.

- A mnie się NIE CHCE wstawać...

- To autentyczny Optimus Prime w koronie.

- Dobra, jednak chce mi się wstać.


Tak jakby ktoś nie wierzył (gratis równie ukoronowany Starscream)
LINK



poniedziałek, 1 września 2014

Biegnę pędzę lecę

Dzień jak co dzień - ja siedzę w kuchni i obieram ziemniaki, Tościk męczy AC: Black flag na konsoli.
- Siostra, chodź tu, szybko!
- Po co?
- Poluję na rekiny - musisz to zobaczyć!
- Teraz nieee... Ziemniaki obieram.
- Ale mam HARPUN!
- Nie chce mi się wstawać.
- Edward jest bez koszuli.
- ... Trzymaj tego rekina, już biegnę!


niedziela, 27 lipca 2014

Obozowe sucharki

Miałyśmy to nieszczęście, że nasza łazienka przylegała do łazienki chłopaków. Nieszczęście, bo ściany pensjonatu były tak cienkie, że kiedy ktoś beknął  w pokoju na jednym końcu korytarza, słyszeli to mieszkańcy pomieszczenia na drugim końcu. Dlatego któregoś wieczoru Marchewa, idąc pod prysznic, spytała:
- Czy jeśli puszczę w łazience muzykę z telefonu, chłopacy to usłyszą?
- Czegokolwiek tam nie puścisz, wszyscy to usłyszą - stwierdziła Fretka.
Marchewa uśmiechnęła się złowieszczo.
- To żeby było niecodziennie, puszczę pawia.


*          *          *

Niepisane prawo mówi, że w pokoju sprząta się dopiero, gdy nie masz gdzie spać, nie możesz czegoś znaleźć lub gdy śmieci próbują wyjść ze śmietnika. Kiedy więc zalewając kisiel rozlałam na podłogę nieco wrzątku, niespecjalnie się tym przejęłam. Na niewielką kałużę zwróciłam uwagę dopiero, gdy o mało się na niej nie zabiłam.
- Chyba powinnam to wytrzeć... - pomyślałam na głos, łapiąc równowagę.
- E tam, zaraz wyschnie, olej to! - Dysia machnęła ręką.
- Heh, olać to, olać wodę - zarechotałam głupio - zabrzmiało trochę sucho.
Wtedy już obie ryknęłyśmy śmiechem.


*          *          *

Wydaje mi się, że na gorąco było to dużo zabawniejsze. Ale przepadło, napisane - niezmazane.
Czy to z opiekunek, czy bez, z wyjazdów na łono natury nigdy nie wyrosnę. Prawda jest taka, bez tego nie dałabym rady - oderwanie od codziennych realiów, problemów, nawet mediów... Tak, tego było mi trzeba, żeby naprawdę zacząć wakacje.
Wiem, brzmi to głupio - w końcu tak naprawdę wolna byłam już od maja. Wtedy jednak chciałam tak bardzo odpocząć, że nie robiłam nic. Dosłownie - spałam do obiadu, szlajałam się z kąta w kąt, ewentualnie coś obejrzałam, przeczytałam, posprzątałam... A tak nic konkretnego. Dopiero gdy wyjechaliśmy, przyjaciele mentalnie wylali na mnie kubeł zimnej wody na rozbudzenie i kopa w tyłek, żeby zmusić mnie do ruchu. Przypomnieli mi, że odpocząć można także aktywnie. A nie raz dzikie szaleństwo działa na człowieka lepiej niż leżenie w łóżku.
Dlatego na razie odmeldowuję się - czas nadrobić przebimbane popołudnia.


czwartek, 6 lutego 2014

Cardoholizm

Nie ma nic gorszego niż dostać maila z biblioteki informującego o zbliżającym terminie zwrotu książki. W moim przypaku niemal zawsze dotyczy on książki, której jeszcze nie zaczęłam nawet czytać. Gwałtowne ukłucie paniki jest wtedy jeszcze boleśniejsze - rzucam w kąt wszystkie inne tomiszcza, chwytam zagrożony tytuł i czytam do upartego, licząc pozostałe strony oraz czas, który ciągle uciekał...
Tym razem było mi jeszcze trudniej, gdyż wiadomość z ostrzeżeniem przeczytałam trzymając w ręku "Mówcę Umarłych", który, szczęście w nieszczęściu, nie był przedmiotem maila. Tak więc po dokończeniu napoczętej strony (czy może kolejnych piętnastu - nie jestem pewna, straciłam rachubę), zabrałam się książkę z ostrzeżenia.
Czytałam ją, jadąc do szkoły. Udało mi się przebrnąć przez sześć stron -liczba w rogu kartki głosiła, że jestem więc na dziesiątej. "Ciekawe, gdzie byłabym teraz w "Mówcy Umarłych", gdybym nie przerwała czytania" pomyślałam mimo woli. "Czy Ender doleciałby do Lusitanii? Jak Valentine radzi sobie z tym wszystkim? O co w końcu chodzi z tymi prosiaczkami?..."
Zarzucając się w myślach tego typu pytaniami, w tym samym czasie zdążyłam przeczytać kolejnych sześć stron - chwilę mi zajęło, zabim dotarło do mnie, że znaczenie tych słów w ogóle do mnie nie dociera!
Sytuacja powtórzyła się w trakcie i po lekcjach. Gdy więc tylko dotarłam do domu, od razu sięgnęłam po "Mówcę" - bo i co innego w takim wypadku zrobić?
PS Do "pokonanej" przez "Mówcę" książki nic nie mam. Wręcz przeciwnie! Dlatego mam nadzieję, że do poniedziałku uda mi się przeczytać obie...


piątek, 31 stycznia 2014

Anioł stróż

Card podbił moje serce - w niecałe dwa dni pochłonęłam "Grę Endera", teraz męczę "Cień Endera" Stwierdzam, że Groszek jest najbardziej oddanym i uroczym fanboyem, dzięki czemu w pełni zasłużył na to krótkie opowiadanie! 


Światła już dawno pogasły. A Groszek znów gdzieś zniknął.
To już stało się rutyną. Tak jak wczoraj, dwa, trzy, cztery, siedem dni temu Dink w środku nocy przemierzał ciche i ciemne korytarze bazy w poszukiwaniu swojego małego przyjaciela.
Właściwie to nawet nie musiał szukać - o tej porze Groszek mógł znajdować się tylko w jednym miejscu.
Dink bezszelestnie wślizgnął się do celi Endera. Na palcach podszedł do łóżka i bezlitośnie szturchnął mniejsze z dwóch ciałek skulonych wśród pościeli.
- Groszek, ty znowu tu…?
- Nie, nie śpię tu - ja czuwam i pilnuję - maluch zaoponował mrukliwie spod kołdry.
Choć powtarzali ten krótki dialog już kilka razy, Dink i tym razem z trudem powstrzymał się od parsknięcia śmiechem. Nie mógł pojąć, jak wielkim uporem i oddaniem musi odznaczał się malec, skoro co noc na wpół śpiąc układał się u stóp swojego dowódcy.
Ender poruszył się niespokojnie. Nie mówiąc więc już nic więcej, Dink ostrożnie wykopał Groszka spod kołdry. Drzemiący Groszek wciąż był na tyle mały, że bez problemu można było przenieść go bez budzenia. Nim jednak Dink zdążył wziąć go na ręce, ten nagle w pełni rozbudzony zerwał się z łóżka.
- Sam pójdę - powiedział tylko.
- Dlaczego wciąż tam przyłazisz? - spytał Dink, gdy już znaleźli się na korytarzu. - Przecież walka się skończyła, nic już się nie dzieje. Ender nawet nie zdaje sobie sprawy z twojej obecności, całe dni śpi jak zabity.
- Wiem. Sam więc nie rozumiem, po co to robię…
- Bo to głupie.
- To także wiem - dlatego jutro już nigdzie nie pójdę!
Obaj wiedzieli, że to nie prawda. Jak zwykle, zresztą.