Odpowiedź
na poprzedni post. To samo kryterium, te same zasady. Tylko tym razem
panie.
3.
Granat (Steven
Universe)
Granat
jest tajemnicą. W danym momencie serialu wiemy o niej tylko to, co
konieczne, i ani grama więcej. A z każdą kolejną odkrytą
tajemnicą pogłębia się tylko wrażenie, że jeszcze nie poznałam
najważniejszego.
Granat
jest harmonią. Idealnym wyważeniem opanowania i brutalnej siły.
Porywczość nigdy nie bierze góry nad rozsądkiem, ani na odwrót.
Zawsze jest w zgodzie ze sobą – bez tego nie może istnieć.
Granat
jest miłością. Samo jej istnienie jest żywym symbolem ukojenia i
spełnienia, jakie daje głęboka relacja z drugą osobą.
Granat
jest siłą. Nie dlatego, że ma niesamowity prawy sierpowy, ale
dlatego, że zdecydowała się być silną. Brzmi absurdalnie. Kiedy jednak ona o tym opowiada, czuć, że naprawdę każdy może być tak silny jak ona.
2.
Bridget Jones (Dziennik
Bridget Jones)
Gdy
śledzę jej przygody, czuję się, jakbym spoglądała na siebie w
lustrze. To samo roztrzepanie, niezdarność, kompletny brak
wyczucia... Tak, pod tymi i wieloma innymi względami jesteśmy do
siebie bardzo podobne. Sądzę też, że nie jestem jedyna, która
identyfikuje się z postacią Bridget. Bo prócz tego, że Jones
jest... cóż, po prostu sobą, można uznać ją za symbol typowej
kobiety. Dążenie do idealnego piękna i wahanie między skrajną
niezależnością a potrzebą bliskości mężczyzny to tylko dwa
przykłady wielu problemów, z którymi zmaga się duża część
kobiet. Poza tym, Bridget podchodzi do nich w tak ironiczny, pełen
dystansu sposób, że nie tylko przeglądam się w jej postaci, ale
także znajduję otuchę w zmaganiach ze sobą i światem.
1. Élise de la Serre (Assassin's Creed)
Ideał - tym, w dużym skrócie, jest dla mnie Élise. Choć nie zawsze się z nią zgadzałam, i tak uosabia wszystkie cechy, które chciałabym widzieć u siebie. Jest uważana za piękną w dojrzały, kobiecy sposób (a w pewnym wieku bycie po dziewczęcemu słodką czy uroczę jest już czymś prawie najgorszym na świecie); potrafi walczyć, w każdym tego słowa znaczeniu (nie da się zastraszyć ani słowem, ani mieczem); jej odwaga i porywczość, choć ostatecznie ją zgubiły, pozwoliły jej wiele osiągnąć. Słowem - kobieta walcząca. I niezwykle skryta. A to, niestety, na ten moment jedyna cecha, która nas łączy.
Jakoś nigdy nie przepadałam za "Steven Universe". Jednak Twój opis Granat sprawił, że chyba jednak to obejrzę :)
OdpowiedzUsuńMatko, ja też bym chciała umieć tak pisać... :D
To pisz! Od końcówki gimnazjum, kiedy tak naprawdę mocno wkręciłam się w pisanie, przeczytałam sporo książek na ten temat. Wszędzie pojawiały się dwie główne zasady - dużo pisać, i jeszcze więcej czytać. Choć do moich mistrzów jeszcze wciąż mi daleko, widzę, że to naprawdę działa. Więc jeśli chcesz pisać, po prostu rób to, choćby nie wiem co ;)
UsuńPrzyznam się, że gdyby nie muzyka i oprawa graficzna, to też nie zwróciłabym uwagi na "Stevena". Dopiero jakoś tak w połowie pierwszego sezonu kreskówka ujawnia swój prawdziwy potencjał. A drugi sezon... To już jest naprawdę coś. Więc jeśli starczy Ci wytrwałości, żeby przebrnąć przez taki sobie początek, naprawdę potem nie rozczarujesz się.
Przepraszam, że robię to dopiero teraz, ale bardzo dziękuję Ci za komentowanie! Nawet nie masz pojęcia, ile to mi daje ;D
U mnie ulubionymi bohaterkami są zawsze jakieś z charakteru wojownicze babki, od Max w "Cień anioła", po nawet "Xenę" ;)
OdpowiedzUsuńNie dziwię się - takie bohaterki są o wiele ciekawsze, niż mimozy czekające na wybawienie!
Usuń