sobota, 25 maja 2013

Spisek na cztery ręce i dwa manuały

  - Musimy zabić Bacha! - oznajmiłam poważnie, uroczyście rzucając teczkę z nutami na stolik.
Żaba nawet na mnie nie zwróciła uwagi, dalej rozszyfrowywała czytanki w cyrylicy. July za to powoli uniosła wzrok znad książki i spojrzała na mnie z pełnym spokojem.
  - Niby po co? - Spytała flegmatycznie.
No tak, July gra na klawesynie bez zarzutów, więc jej to zabójstwo nie przyniosłoby żadnych korzyści. W przeciwieństwie do Żaby, która dalej obojętna na wszystko męczyła się z czytanką...
Bo musicie wiedzieć, że mówiąc Bach, nie miałam wcale na myśli Jana Sebastiana. On już i tak od paru stuleci wylegiwuje się w trumnie. Nasz szkolny Bach jeszcze żyje i ma się świetnie. Świetnie gra na fortepianie. I od dwóch miesięcy świetnie gra też na klawesynie...
  - Przez niego profesorka świruje - tłumaczę July. - W ciągu tych zakichanych dwóch miesięcy zdążył nauczyć się całej suity. Dlatego teraz profesorka cały czas narzeka, że ja czy Żaba nie nauczyłyśmy się naszych przez cały rok...
Żaba podniosła gwałtownie głowę. Jej twarz pozostała niewzruszona, jednak we wpatrujących się we mnie i w July oczach widać było dzikie błyski.
  - A co mnie obchodzi jakiś tam Bach? - Spytała oburzona - z nim czy bez niego, profesorka i tak zawsze robiła nam awantury - oznajmiła i wróciła do czytanki.
  - Fakt, coś w tym jest - przyznała July.
Także musiałam się z tym zgodzić. Dlatego zaraz porwałam teczkę i ruszyłam w stronę sali.
  - A ty dokąd? - Krzyknęła za mną July - Przecież dopiero przyszłaś!
  - Idę trochę poćwiczyć - odparłam - z Bachem czy bez, wypadałoby w końcu nauczyć się tej suity...