sobota, 25 lipca 2015

TOP bohaterki

Odpowiedź na poprzedni post. To samo kryterium, te same zasady. Tylko tym razem panie.

3. Granat (Steven Universe)


Granat jest tajemnicą. W danym momencie serialu wiemy o niej tylko to, co konieczne, i ani grama więcej. A z każdą kolejną odkrytą tajemnicą pogłębia się tylko wrażenie, że jeszcze nie poznałam najważniejszego.
Granat jest harmonią. Idealnym wyważeniem opanowania i brutalnej siły. Porywczość nigdy nie bierze góry nad rozsądkiem, ani na odwrót. Zawsze jest w zgodzie ze sobą – bez tego nie może istnieć.
Granat jest miłością. Samo jej istnienie jest żywym symbolem ukojenia i spełnienia, jakie daje głęboka relacja z drugą osobą.
Granat jest siłą. Nie dlatego, że ma niesamowity prawy sierpowy, ale dlatego, że zdecydowała się być silną. Brzmi absurdalnie. Kiedy jednak ona o tym opowiada, czuć, że naprawdę każdy może być tak silny jak ona.


2. Bridget Jones (Dziennik Bridget Jones)


Gdy śledzę jej przygody, czuję się, jakbym spoglądała na siebie w lustrze. To samo roztrzepanie, niezdarność, kompletny brak wyczucia... Tak, pod tymi i wieloma innymi względami jesteśmy do siebie bardzo podobne. Sądzę też, że nie jestem jedyna, która identyfikuje się z postacią Bridget. Bo prócz tego, że Jones jest... cóż, po prostu sobą, można uznać ją za symbol typowej kobiety. Dążenie do idealnego piękna i wahanie między skrajną niezależnością a potrzebą bliskości mężczyzny to tylko dwa przykłady wielu problemów, z którymi zmaga się duża część kobiet. Poza tym, Bridget podchodzi do nich w tak ironiczny, pełen dystansu sposób, że nie tylko przeglądam się w jej postaci, ale także znajduję otuchę w zmaganiach ze sobą i światem.


1. Élise de la Serre (Assassin's Creed)


Ideał - tym, w dużym skrócie, jest dla mnie Élise. Choć nie zawsze się z nią zgadzałam, i tak uosabia wszystkie cechy, które chciałabym widzieć u siebie. Jest uważana za piękną w dojrzały, kobiecy sposób (a w pewnym wieku bycie po dziewczęcemu słodką czy uroczę jest już czymś prawie najgorszym na świecie); potrafi walczyć, w każdym tego słowa znaczeniu (nie da się zastraszyć ani słowem, ani mieczem); jej odwaga i porywczość, choć ostatecznie ją zgubiły, pozwoliły jej wiele osiągnąć. Słowem - kobieta walcząca. I niezwykle skryta. A to, niestety, na ten moment jedyna cecha, która nas łączy.

piątek, 17 lipca 2015

TOP bohaterowie

Choć lista wygląda niepozornie, tworzenie jej było nie lada wyzwaniem. Głównie dlatego, że gdybym miała wypisać wszystkich ulubionych fikcyjnych postaci (i to tylko płci męskiej!), nikt z czytających nie dotrwałby do końca. Musiałam wybrać tych kilku najważniejszych.
Gdyby to było takie proste!
W porę przypomniały mi się słowa jednego z moich wykładowców – książki (w tym wypadku ogólnie opowiadane historie) uczą nas, jak żyć. Ja się z tym absolutnie zgadzam. Filmy, książki, gry przedstawiają konkretne postaci w konkretnych sytuacjach. Analiza ich postaw i działań uczy równie dobrze jak poznawanie doświadczeń realnych ludzi.
I tym kryterium posłużyłam się tworząc tę listę. Wybrałam czterech bohaterów, którzy przeprowadzając mnie przez historię, otworzyli oczy na wiele spraw, a także dali pociechę.


3. Altaïr ibn La'Ahad (Assassin's Creed)


Altaïr jest bardzo dynamiczną postacią, co lubię w nim chyba najbardziej. Niektóre zdarzenia sprawiały, że zmieniał się o 180 stopni. Czasem niosło to za sobą katastrofy, czasem wręcz przeciwnie. Jego przykład pokazuje, jak łatwo można zboczyć z właściwej drogi, a jednocześnie udowadnia, że nikt nigdy nie jest do końca stracony.
Zagłębiając się w grę i książki (nawet kilkakrotnie) zdążyłam poznać go naprawdę dobrze. Pojawiało się wiele sytuacji ukazujących jak wiele kontrastów kryje w sobie jego postać. Altaïr, wojownik, który bez mrugnięcia okiem stawał przeciw oddziałowi templariuszy, zadrżał gdy ukochana kobieta wspomniała, że kiedyś była mężatką (inna historia, jak próbował zaskarbić sobie jej przychylność – taki upór i niewrażliwość na, lekko mówiąc, niechęć drugiej osoby jest godny podziwu).
Moją uwagę zwrócił także często podkreślany w książce szacunek Altaïra do ksiąg, wiedzy i intelektu. W trakcie niekończących się potyczek i walk trudno było zauważyć, jaką mądrość ma w sobie jego postać. Nie chodzi mi tylko o wiedzę czysto naukową. Bardziej imponujące jest to, że dostrzegł przewagę słowa nad mieczem – dzięki zdrowej dyskusji nie raz zapobiegł rozlewowi krwi.


2. Ex aequo Ezio Auditore (Assassin's Creed) i Edward Elric (Fullmetal Alchemist)
Nie potrafię racjonalnie wyjaśnić, dlaczego obaj zasługują na drugie miejsce. Tak po prostu jest. I już.


Życie Ezio, podobnie jak Altaïra, było bardzo szczegółowo opowiedziane. W tej kwestii najwięcej zawdzięczam książkom – zawierają wiele przemyśleń Ezio, których w grze nie sposób było przekazać. Pozwoliło mi to spojrzeć na pewne aspekty jego osoby w nieco inny sposób. Aspekty, z których niektóre mnie są bardzo bliskie, przez co nie mogę nie postrzegać Ezio jako pokrewnej duszy. Szczególnie rzuciły mi się w oczy dwie rzeczy – samotność, jaką mimo wszystko Ezio odczuwał przez większość życia oraz wewnętrzny konflikt między obowiązkiem wobec dobra ogółu a pragnieniem własnego szczęścia. Wygląda to dość pesymistycznie, i przez pewien czas takim mi się to wydawało. Jednak tak naprawdę Ezio jest postacią szczęśliwą i niosącą nadzieję – choć czekał długo, ostatecznie udało mu się odnaleźć szczęście i spokój, tym cudowniejsze, że poprzedzał je dobrze spełniony obowiązek.


Co już od początku zauroczyło mnie w Edwardzie, to to, że jak i ja nie jest zbyt wysoki i nie raz dało mu się to we znaki. Jednak to nie jest ważne. Największe wrażenie zawsze robiła na mnie jego odwaga, upór i siła charakteru. Nawet w chwilach największej słabości potrafił podnieść się i pruć dalej przed siebie. To chyba jedyna tak zdeterminowana postać. Wystarczy mi jedna myśl o nim, żeby przypomnieć sobie, jak wiele muszę jeszcze nad sobą pracować i, tym samym, znaleźć siłę żeby ruszyć się z miejsca.


1. Ender Wiggin (Saga Endera)

Myślał inaczej. I, co ważniejsze, nie bał się tego. Nigdy nie ograniczał się do schematów. Ba, jego największe zwycięstwa oparte były na celowym ich przełamywaniu. To samo tyczy się spojrzenia na wszystkie istoty myślące – nie bazował na stereotypach czy pogłoskach. Uparcie dążył do sedna prawdy o każdej napotkanej istocie, i bez względu na to, jaka by ona nie była, nigdy nikogo nie skreślał. Jego empatia, wyrozumiałość i cierpliwość przy wysłuchaniu nie miały granic. Anioł, nie człowiek. Zwłaszcza w zderzeniu z dzisiejszą mentalnością.

piątek, 10 lipca 2015

Rytuał kreślenia

Ja wiem, że to już są wakacje. Ale muszę jakoś rozliczyć się z tym doświadczeniem sesji, a najlepiej to właśnie tak twórczo.

Z długopisami tak już jest, że rzadko kiedy można je wypisać. Najczęstszą przyczyną końca współpracy z długopisem jest zgubienie owego narzędzia. Drugą z kolei jest pożyczenie długopisu, które przez zapominalstwo obu stron niemal zawsze okazuje się bezterminowe. Widać więc, że nawet w czymś tak błahym objawia się nieskończony krąg życia – ktoś gubi długopis, pożycza i nigdy nie oddaje; następnie osoba, która ofiarowała komuś swój długopis, zapomina o tym, pożycza od innej osoby i nigdy nie oddaje... I tak w kółko.
Bywa jednak tak, że siły rządzące Wszechświatem zsyłają łaskę wypisania długopisu. Jednak i wtedy coś jest nie tak. W najmniej odpowiednim momencie, i to zdecydowanie za wcześnie, kolor tuszu z każdą naskrobaną literą staje się coraz bledszy, aż po przerzuceniu kartki już nigdy nie udaje się zapisać następnej strony...
Przez zaślepiającą rozpacz i panikę (wykład w pełni, a tu nie ma czym notować!) przebija się tylko jedna myśl – DLACZEGO? W końcu mam ten długopis od niedawna, co ja zdążyłam nim napisać? Trochę notatek, może trzy sprawdziany...
Cofam się myślami do tych sprawdzianów. I wtedy wszystko staje się jasne.
Każdy kojarzy ten moment, kiedy czas na egzaminie się kończy, a na kartce nie ma jeszcze połowy odpowiedzi. Słowa wtedy pojawiają się na papierze szybciej niż w głowie - najpierw piszę, potem myślę. I dokładnie w momencie, gdy stawiam kropkę na końcu zdania, dociera do mnie, że to co napisałam jest kompletnie bez sensu. Jednym machnięciem przekreślam całe zdanie i zabieram się za następne. Wtedy myślę, że to co skreśliłam nie tylko jest bezsensowne, ale i kompletnie głupie. Cofam się więc do tego zdania, bo niby skreślone się nie liczy, ale co wykładowca o mnie pomyśli, jak zobaczy taką głupotę. Z czystym sumieniem wyzerowałby całą pracę, jak nic! Skreślam więc jeszcze raz. I kolejny. Dla pewności jeszcze trzeci, w najbardziej zamaszysty sposób. A tę cholerę dalej widać, i przy odrobinie wysiłku da się odczytać. Już wiem, że nie da się tego skutecznie zamazać w taki sposób, żeby wyglądało to na spontaniczne skreślenie. Nie ma więc innego wyjścia, jak tylko zamalować to z precyzją godną wypełniania kolorowanek. Co z tego, że tracę czas na dopisanie odpowiedzi do końca – brak głupich informacji jest równie ważny, co wpisanie tych poprawnych.

piątek, 3 lipca 2015

Prawda o pierwiastkach

 Z okazji podania wyników matur (w tym wyników moich bliskich, z których jestem dumna), cofnę się do czasów, kiedy matura była głównym tematem moich rozmyślań. Wtedy właśnie, gdy matematyka była jeszcze na porządku dziennym, po przerobieniu milionów testów zauważyłam niezwykłe zjawisko, nazwane przeze mnie pierwiastkami prawdopodobnymi i nieprawdopodobnymi.
Brzmi to niezbyt wiarygodnie. Jednak założę się, że każdy licealista mniej lub bardziej świadomie zetknął się z tym zjawiskiem.
Pierwiastki te najczęściej występują w wynikach otrzymywanych w zadaniach otwartych w arkuszach maturalnych, przeważnie w których pojawiała się funkcja kwadratowa. Zbiór tych pierwiastków nie jest jednoznacznie określony. Mówiąc najprościej – pierwiastki prawdopodobne to takie, których obecność w ostatecznym wyniku nie wzbudza żadnych podejrzeń, z kolei pierwiastki nieprawdopodobne to takie, których obecność w ostatecznym wyniku wzbudza podejrzenie i skłania to przeanalizowanie obliczeń lub nawet wykonania ich od nowa.
Przykładem pierwiastka prawdopodobnego mogą być 25 – liczba nieduża, często pojawiająca się w wynikach, już na pierwszy rzut oka nie dająca się bardziej skrócić, przez co wydaje się jeszcze bardziej wiarygodna i odpowiednia. Przykładem pierwiastka nieprawdopodobnego może być 13171 – liczba jakoś podejrzanie długa jak na coś ostatecznego, wybitnie prosi się o skrócenie, choć nijak nie da się tego zrobić, wygląda bardzo nienaturalnie i nieestetycznie, skłania do ponownego przemyślenia zadania.
Oczywiście, rozróżnienie tych dwóch kategorii jest subiektywne, więc dla niektórych przykłady te mogą wydawać się nieadekwatne. Jedno jednak jest pewne – są sytuacje, w których nieracjonalny niepokój każe nam wykonywać to sama zadanie po setki razy, na setki różnych sposobów, nawet jeśli przy trzech pierwszych podejściach wyszedł taki sam, z pozoru nieprawdopodobny wynik.