niedziela, 8 listopada 2015

NaNoWriMo - tydzień 1

Liczba wypisanych dni: 7
Liczba słów: 7861

Choć zabrzmi to nieprawdopodobnie, szczerze mogę powiedzieć, że w ciągu tego tygodnia nauczyłam się o pisaniu więcej niż przez ostatnie pół roku.
Po pierwsze, jestem w stanie pisać dużo więcej, niż dotychczas. Przyznaję się, nie wyrabiam normy 1667 słów dziennie, jednak sama świadomość tej granicy bardzo mnie motywuje. Pierwszego dnia z trudem wydusiłam z siebie nie cały tysiąc słów –wczoraj napisałam o połowę więcej, i to przy dużo spokojniejszej pracy. Zawdzięczam to pewnie temu, że myślę teraz ilościowo, a nie jakościowo – nie zastanawiam się nad każdym kolejnym wyrazem, piszę nieprzerwanie przynajmniej przez cały. Paradoksalnie, wcale nie przynosi to gorszych efektów. Wręcz przeciwnie, tekst jest nawet bardziej spójny.
Po drugie, zawsze znajdzie się czas na pisanie, wystarczy tylko chcieć. Fakt, że jeszcze niedawno potrzebowałam tygodnia, żeby wystukać tyle słów, ile teraz wystukuję w jeden dzień, mówi chyba sam za siebie.
Po trzecie, i najgłupsze, dopiero teraz zrozumiałam, co tak naprawdę znaczy, że pisarz powinien przede wszystkim pisać. Jak wspomniałam ostatnio, cały listopad poświęcę pracy nad fanfiction, które zaplanowałam jeszcze w wakacje. Prawda jest taka, że we wrześniu i październiku też próbowałam coś z nim zrobić, jednak nie mogłam poradzić sobie z podstawowym problemem – jak zacząć. W głowie miałam kilka pomysłów, jednak każdy po kilku zdaniach wydawał mi się tak beznadziejny, że przerywałam pisanie. Teraz było tak samo – gdy jednak wisiała nade mną ta granica 1667 słów, pisałam dalej, nawet gdy czułam, że nigdy nie stworzyłam niczego gorszego. Tym sposobem każdy z tych pomysłów został napisany, od początku do końca, jeden gorszy od drugiego. Wtedy jednak, gdy miałam je przed sobą, kompletne i gotowe, mogłam im się przyjrzeć i zrozumieć, co tak naprawdę było w nich nie tak. Rozwiązanie było banalne - wystarczyło nie uśmiercać ojca głównej bohaterki. Potem bez problemu ruszyłam dalej. Jednak żeby zrozumieć coś tak oczywistego, musiałam najpierw wypluć z siebie blisko 4000 słów. Wniosek – choćby nie wiem jak bardzo szczegółowy i dopracowany z matematyczną dokładnością plan się stworzyło, o jego skuteczności można się przekonać dopiero podczas pisania.

Wiem, że nic nie wiem – tak bym podsumowała ten tydzień.

1 komentarz:

  1. Może ja też tak zacznę robić... Zawsze, kiedy piszę rozdział, nie wyciągam więcej, niż 300 słów :P

    OdpowiedzUsuń