niedziela, 14 czerwca 2015

TOP rupieciarnie

 W filmach można wyróżnić dwa główne typy wystroju wnętrz – albo sterylne kompozycje rodem z IKEI, albo tworzące swój własny mikrokosmos rupieciarnie. Mnie bliższy jest ten drugi typ. Choć oczywiście na planie filmowym każdy element wystroju jest dokładnie zaplanowany, stwarza to jakiś pozór naturalności. Co więcej, tak zaaranżowany pokój powie nam znacznie więcej o zamieszkującym go bohaterze.
Dlatego też postanowiłam zmienić tytuł bloga na (w skrócie) Rupieciarnię (kilka dobrych miesięcy temu strzeliła mi 20, więc dla spokoju sumienia zrezygnowałam z nastolatki w tytule). Bo blog ten jest niczym innym, jak zbiorem rupieci przeróżnej treści, które wypłynęły z mojej głowy.
Wracając do tematyki filmowej – z okazji tej zmiany chcę podzielić się listą ulubionych filmowych miejsc, które przekonały mnie, że zagracone (nawet pozornie) jest piękne.

Czarodziejki W.I.T.C.H.
Jedyny nie-filmowy wyjątek z listy, ale nie mogłam o tym nie wspomnieć. Bo od tego się zaczęło. Jak dziś pamiętam, że w pierwszym kupionym przeze mnie numerze była prezentowana szafa jednej z czarodziejek. Niby tylko szafa, ale tyle tam było rzeczy... I do tego każda miała znaczenie! A całość prezentowała się tak cudownie... Do dziś mam gdzieś ten numer. I te z pozostałymi szafami. I lustrami. I całymi pokojami. Stara miłość nie rdzewieje...



Pracowanie Merlina (Miecz w kamieniu)
Kolejne wspomnienie z jeszcze wcześniejszego dzieciństwa. Jak w każdej opowieści o królu Arturze, i tu nie mogło zabraknąć Merlina. A że od małego przejawiałam chory pociąg do książek, nie mogłam nie zakochać się w pracowniach czarodzieja, pełnych map, globusów, fiolek, słoików, zwojów i przede wszystkim ksiąg. A wszystko to uzupełniała samosłużący serwis do herbaty i gadający puchacz Archimedes.



Nora (Harry Potter)
Nie pamiętam mojej pierwszej reakcji na Norę, gdy czytałam Komnatę Tajemnic. Pamiętam jednak, że na filmie byłam nią zauroczona. Sama wychowałam się w mieszkaniu ciasnym, zagraconym, z niepasującymi do siebie meblami (a to może jednak stąd miłość do rupieciarni...?). Kiedy więc zobaczyłam takie mieszkanie, powielone i ustawione z pomocą magii w wielopiętrowy budynek, nie mogłam się nie zachwycić. Zwłaszcza ciasnymi schodami, po których wciąż ktoś biegał, i tą kuchnią, zawsze tłumnie obleganą. A wszystko to swojskiej, rodzinnej atmosferze.


Nie wierzę, że tylko ja chciałam spędzić tam wakacje. Nie wierzę!



Dom Bilbo Bagginsa (Władca Pierścieni)
Te okrągłe przejścia, pełna kuchnia i spiżarnia, gabinet z tym cudownym miejscem do pisania mnie kojarzący się ze stołem kreślarskim, i sterty książek... To wszystko mówi samo za siebie.



Mieszkanie Amelii (Amelia)
Dokładnie tak wyobrażam sobie moje wymarzone mieszkanie (oczywiście dopiero od obejrzenia filmu). Niby niezbyt przestronne, trochę zagracone, lecz takie przytulne, z nie za jasnym, ale ciepłym oświetleniem.


I ta niebieska lampa. Na tle czerwonych ścian. Uwielbiam.



Sypialnia Usagi (Junjou Romantica)
Niestety, nie znalazłam żadnego zdjęcia na przybliżenie tego cudu (przypadek? Nie sądzę). Jednak tu nie o wygląd, a o samą ideę chodzi. Ideę sypialni wypełnionej po brzegi pluszakami, figurkami, modelami i wszelkimi innymi uroczymi zabawkami. Jeszcze w liceum obiecałam sobie, że w przyszłości moja sypialna, tym inspirowana, będzie wypełnionaj figurkami Transformerów i super bohaterów.



Pokój braci Hamada (Wielka Szóstka)
Trochę pokój, trochę warsztat, tu jakieś robo-zabawki, tam orientalna maska... Właściwie o wiele prościej jest powiedzieć, czego w tym pokoju nie ma. A jeśli już coś jest, to gdzie leży. Klasyczny bałagan młodych kreatywnych umysłów.



Steven Universe
Zacznę od tego, że tę kreskówkę wielbię od pierwszego wejrzenia. Potwierdza to zresztą nagłówek mojego bloga – przedstawia królestwo Ametyst, największej bałaganiary tego świata. Po niej w rankingu jest Greg wraz ze swoim vanem i nieposkromionym garażem (tu także nie znalazłam satysfakcjonujących zdjęć – odsyłam do odcinków Laser Light Canon, Maximum Capacity i Story for Steven).
Właściwie w tym wypadku nie ma o czym mówić – to trzeba po prostu zobaczyć, nie tylko dla rupieciarni, ale dla wszystkich niezwykłych miejsc, w jakich dzieją się przygody Kryształów. Dla podsycenia ciekawości - pokój tytułowego Stevena:




Choć więc na pewno coś pominęłam, na tym zakończę. Ten post już i tak porównany z wcześniejszymi jest jakiś podejrzanie długi. Ale co tam, czasem trzeba przełamywać zwyczaje, choćby dla samego eksperymentu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz