niedziela, 22 września 2013

Bo wszyscy kochamy fugi

Trzy miesiące - tyle czasu minęło, od kiedy ostatni raz dotknęłam klawesynu. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo mi go brakowało, dopóki znów nie postawiłam stopy w naszej klasie. Chociaż przez wakacje nawilżacz powietrza gdzieś zniknął, w pomieszczeniu i tak było czuć wilgotne, choć chłodne powietrze. Odetchnęłam nim głęboko, po czym szybko rozsunęłam żaluzje by rozpędzić także tradycyjny półmrok i zabrałam się do oporządzania instrumentu. Z namaszczeniem otworzyłam skrzydło, rozłożyłam pulpit, rzuciłam na niego nuty, okrakiem usiadłam na stołeczku i zaczęłam grać.
Na początek nie wysilałam się zbytnio. Ignorujęc stojące przede mną nuty, rozgrywałam się najzwyklejszą gamą C-dur. Palce biegały po klawiaturze, z góry na dół. Najpierw powoli, potem coraz szybciej, aż pojedyńcze dźwięki zamieniły się w jedną falę, to wznoszącą się, to znów opadającą. Słysząc po tak długiej rozłące tą porażającą toń dźwięków czułam, że granie chyba nigdy nie sprawiało mi takiej frajdy.

Aż nagle przypomniałam sobie, że przyszłam tu rozczytać fugę - i czar prysł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz