piątek, 15 stycznia 2016

TOP motywatory do pisania

Im bardziej chce mi się pisać, tym trudniej jest mi się do tego zabrać. Nie, wcale nie dlatego, że nie mam ochoty. Pragnę tego z całego serca! Co jednak, jeśli to akurat ten dzień, kiedy nie będę w stanie sklecić nawet jednego sensownego zdania? Sama myśl o tym skutecznie karze mi odraczać moment zabrania się do pracy. Zaczynam wtedy się zastanawiać – po co mi to? Po co mam pisać? Po co w ogóle coś takiego robić? Czy te nerwy są tego warte?
W takich chwilach zwątpienia na te pytania nie śmiem odpowiadać sobie sama – sięgam za to po jedną z tych rzeczy…


Dwight V. Swan – Warsztat pisarza. Jak pisać, żeby publikować

Kupiłam tę książkę na początku liceum. Wtedy postanowiłam podejść do pisania naprawdę poważnie. Głównie mądrość czerpałam z portali internetowych dla pisarzy, a następnym krokiem w edukacji miało być właśnie kupno jakiegoś podręcznika. Padło na Warsztat pisarza, który w tym czasie był absolutną nowością. Lektura ta właściwie tylko uświadomiła mi pewne prawidła, które jako bibliofil podświadomie poznałam już podczas czytania powieści. Do dziś lubię od czasu do czasu zajrzeć do książki pana Swana, bo prócz samego uświadomienia, trzeba także systematyzacji wiedzy.


Stephen King – Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika

Druga zakupiona przeze mnie książka o pisaniu. Prócz technicznych prawideł, wpoiła mi też dwie bardzo ważne rzeczy. Po pierwsze, opisane najważniejsze fragmenty z życia pana Kinga uświadomiły mi, jak wiele pracy trzeba wykonać, żeby zostać prawdziwym pisarzem. Paradoksalnie, myśl o tym, jak ja sama mało jeszcze zrobiłam, wcale mnie nie zniechęca, lecz popycha do pracy, żeby jak najszybciej mieć dotrzeć do celu. Po drugie, porównanie literatury do sztuki telepatii utwierdziło mnie w cudowności tej pierwszej – bo jakże inaczej nazwać cud, że w 2014 w Polsce docierały do mnie słowa, które ponad piętnaście lat wcześniej rodziły się w głowie mężczyzny na zupełnie innym kontynencie?! Podobna myśl pojawia się także w Uległości Houellebecqa: „Jedynie literatura pozwala nam na
kontakt z umysłem osoby nieżyjącej w sposób bardziej bezpośredni, pełny i głęboki niż rozmowa z najbliższym przyjacielem; choćby ta przyjaźń była najgłębsza i najtrwalsza, nigdy w rozmowie nie zwierzamy się tak całkowicie jak wobec pustej kartki papieru, pisząc do nieznanego adresata”.


Micheal J. Gelb – Myśleć jak Leonardo da Vinci

Właściwie to ta książka nie motywuje mnie tylko do pisania, ale do… ogólnie wszystkiego. Na podstawie prac Leonarda jak i prac o Leonardzie, Gelb stworzył przejrzysty opis nie tylko stylu pracy Mistrza, lecz także jego spojrzenia na życie i świat. O ciągłej ciekawości świata, czerpaniu z niego inspiracji, doświadczaniu go wszystkimi zmysłami, o zachowaniu harmonii między wszystkimi aspektami życia. Najbardziej jednak w pamięć zapadła mi jedna myśl – przy zachowaniu spokoju i daniu sobie czasu na myślenie, można znaleźć rozwiązanie w każdej sytuacji wydającej się być bez wyjścia. Przy takim podejściu nagle się okazało, że faza planowania tekstu wcale nie musi doprowadzać do szaleństwa…


Isaac Asimov – Ja, robot

Niepozorny tomik opowiadań z robotami w rolach głównych. Niepozorny, jednak od przeczytania pierwszego akapitu wiedziałam już, że to jest mój literacki ideał. Zaspokoiła mnie pod każdym możliwym względem – tematyki, poglądów, stylu, wywołanych emocji… Nikt nie pisze dla mnie tak dobrze o robotach, jak właśnie Asimov. Nie mogę nie myśleć, że tak właśnie chciałabym tworzyć. Dlatego lubię czasami do niego wracać – żeby przypomnieć sobie, co i po co chcę pisać.


 Antonina Domańska – Paziowie króla Zygmunta

Określenie ulubiona lektura dzieciństwa nie oddaje w pełni tego, czym dla mnie jest ta książka. Sięgnęłam do niej po raz pierwszy, gdy spędziłam tydzień przykuta do łóżka. Przez większą część dnia gromadka rozbrykanych paziów była mi jedynym towarzystwem. Może właśnie dlatego przywiązałam się do nich tak bardzo, że zapragnęłam stworzyć swoją własną, prywatną kontynuację ich przygód.
(Kontynuacja ta nigdy nie doczekała się końca, jednak jej tworzenie wywołało na mnie tak bardzo, że czasem błędnie myślę o niej jako o moim pierwszym fanfiction. Poza tym, do dziś lubię sobie coś o tych urwisach naskrobać – tradycyjnie do użytku własnego, oczywiście).


Na koniec dorzucam każdy zeszyt, każdą kartkę, każdy skrawek papieru, na którym kiedykolwiek nakreśliłam jakieś słowa. Bo jakaś niewyjaśniona potrzeba pisania istniała we mnie odkąd nauczyłam się pisać. Czysta przestrzeń, czy to kartka, czy pusty zeszyt, przyciągała jak magnes, budziła dreszcz na samą myśl o tym, czym można by ją zapełnić. Czasem powstawał tak dziennik, czasem opowiadanie, czasem jakieś dziś bliżej nieokreślone twory…
Jednym z nich jest tajemniczy Prolog, który muszę wyróżnić. Po charakterze pisma datuję go na czasy gimnazjum. Do czego jednak miał to być prolog, nie mam pojęcia. Nie mniej w zadziwiająco klarowny i dojrzały jak na gimnazjalistkę sposób opisuję w nim, czym dla mnie było, a właściwie wciąż jest pisanie.

W Prologu tym kryje się także klucz, jaki łączy wszystko, co powyżej wymieniłam – w każdej z tych książek mogę odnaleźć echo fascynacji i pasji do pisania, które przez kontakt z nimi wciąż we mnie rezonuje.

7 komentarzy:

  1. Zachęciłaś mnie do przeczytania Stephena Kinga oraz Dwight.V.Swain. może kiedyś się na to skuszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, zwłaszcza Kinga - w szczególności dla tej pierwszej, autobiograficznej części

      Usuń
  2. Z tym pisaniem mam tak samo, chcę napisać coś, mam w głowie, czuję że mogłoby być dobre a mimo to temat się rozpływa. Życzę mnóstwo weny, masz świetny styl pisania ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Albo układasz w głowie sobie mniej więcej tekst, a potem siadasz do pisania i tak jakoś nie wygląda to już tak dobrze...
      Łoł dziękuję! Także życzę mnóstwo weny ;)

      Usuń
  3. Z tworzeniem, prawda, bywa ciężko. Ale jednej rzeczy nauczyłam się przy pisaniu pracy licencjackiej. Postanowiłam sobie, że napiszę ją w tydzień, nanowrimowską metodą - byle do końca, błędy na później. Nie chciało mi się tego robić ani przez chwilę, ale metoda działa: jeśli ci się nie chce, zrób to szybko. Na późniejsze poprawki nadaje się każda chwila. Zaczęłam w poniedziałek, skończyłam w czwartek.

    Dzięki za parę tytułów. Na Kinga od dłuższego czasu się łaszę, może wreszcie czas się skusić. Pozostałymi też się zainteresuję, chociaż przez ten semestr lista pozycji do pochłonięcia jedynie rośnie - ale z chęcią coś tam jeszcze dopiszę ^^.

    Motywacji dużo życzę - żeby za często się nie trzeba było zmuszać ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, skoro działa... To już wiem, jaką metodą będę pisać mój licencjat XD
      Dziękuję! I Tobie życzę właściwie tego samego!

      Usuń
    2. Polecam! ;] Chyba bym zgłupiała, gdybym miała pisać to powoli, miesiąc po miesiącu!

      Usuń