sobota, 23 stycznia 2016

Wyzwanie Kiedyś przeczytam - "Turniej w Gorlanie"

Link do postu o wyzwaniu Kiedyś przeczytam TUTAJ


John Flanagan – Zwiadowcy, wczesne lata. Turniej w Gorlanie

Tu chyba powinnam wstawić zdjęcie książki… Ale zwróciłam ją bibliotece, nim o tym pomyślałam. Mam więc nadzieję, że ten brak zostanie zapomniany.

Z panem Flanaganem znamy się nie od dziś. Nasza przyjaźń zaczęła się w 2009 roku, kiedy to pojawiło się pierwsze wydanie polskie Zwiadowców. Wtedy jeszcze wiodłam szczęśliwe życie na łonie szkolnej biblioteki, głodna każdej nowości na półce z tabliczką Fantastyka. Zwiadowcy to jedna z tych serii, o których nie zapomniałam po pójściu do liceum i potem dzielnie biegałam po każdy kolejny tom do biblioteki publicznej. Jak widać, biegam tak aż do dziś.
Zwiadowcy, jak sam tytuł wskazuje, opowiadają o przygodach zwiadowców – korpusu niesamowitych łuczników służących królestwu Araluenu. Seria zaczyna się od walki ze zbuntowanym lordem Morgarathem – Turniej w Gorlanie odsyła czytelnika do zdarzeń będących początkiem konfliktu.
To chyba wszystko, co o fabule mogę powiedzieć. Właściwie nawet nie chcę więcej mówić – w tym wypadku sama historia jest dla mnie drugorzędną sprawą. Wszystko tak naprawdę sprowadza się do tych siedmiu lat, spędzonych przy dwunastu – teraz już trzynastu – tomach. Obcując z prozą Flanagana, już nie czuję się jak zwykły czytelnik. To trochę tak, jakbym w teatrze nie siedziała na widowni, ale na scenie z aktorami. Prywatne żarty grona zwiadowców są i moimi żartami; gdy w historii nagle pojawia się sylwetka legendy korpusu, jestem tym równie podekscytowana co sami bohaterami – trochę jakbym sama była częścią tego świata.
Jednak to poczucie przynależności i jedności z książką nie wzięło się znikąd. Jest to zasługą pana Flanagana, tego wszystkiego, co w jego prozie kocham i czego mimo upływu lat wciąż w niej nie brakuje. Przede wszystkim są to dobrze skonstruowani bohaterowie – pełnowymiarowi, bardzo charakterystyczni. Co więcej, dobrani są w takich konfiguracjach, że wspólnie tworzą bardzo ciekawe sieci relacji. W większości sytuacji prowadzi to do wielu zabawnych, niemal skeczowych dialogów, które do dziś sprawiają mi wiele radości.
Ten tom jednak jak jeszcze żaden inny nie przypomniał mi, że jest to jednak proza młodzieżowa. Po tych kilku latach, bogatsza o doświadczenia poważniejszych lektur, nie mogę nie zwrócić uwagi na wręcz za prosty język czy nieco infantylną naiwność historii. W tym wypadku jednak wcale mi to nie przeszkadza. Głównie przez sympatię do bohaterów i wiążącą mnie z nimi długoletnią przyjaźń - miło patrzeć, jak im się w „życiu” powodzi.
Poza tym, jest to bardzo przyjemna odskocznia od wręcz brutalnie wiarygodnej prozy George’a R. R. Martina. O tak, czasem potrzeba takiej odskoczni…



2 komentarze:

  1. ZWIADOWCY -> jedynie z czym mi się kojarzą, to z panem G. w ILO. Piękne czasy.

    OdpowiedzUsuń