Skłamałabym
pisząc, że wiele się przez te kilka miesięcy wydarzyło. Nie działo się wiele,
ale za to dość intensywnie. Na tyle, bym w końcu zaczęła myśleć o niektórych
rzeczach naprawdę poważnie.
Głównie
o czymś, co można by roboczo nazwać życiem zawodowym. A może jego braku...
Niemniej, pamiętam, że jeszcze w liceum za początek „dorosłego życia” uważało
się pójście na studia – sam wybór kierunku był już jakimś dowodem samodzielnego
myślenia, nie mówiąc już o ewentualnym wyjazdem do obcego miasta. Mnie to
jednak nie dotyczyło. Po wybraniu kierunku, moje samodzielne myślenie od razu
się wyłączyło – gdy tylko zaczęły się zajęcia, wróciłam do czysto szkolnego
stosunku do życia. Że najważniejsze to ogarniać bieżący materiał, a wszystko
jakoś się ułoży. Tak minął rok, nim odważyłam się wychylić nos zza notatek i
poszukać czegoś na własną rękę. Kolejny rok upłynął mi tak na nieśmiałych
poszukiwaniach – akurat, by móc tych kilka miesięcy temu zdecydować się na
temat licencjatu. Temat, który jedynie w połowie pokrywa się z tym, co
robiliśmy na studiach – druga połowa wymaga jeszcze wielu poszukiwań i
przemyśleń na własną rękę.
Do
czego zmierzam tą niemrawą historią – że dopiero od niedawna staram się myśleć
samodzielnie, a nie tylko iść ślepo według utartej ścieżki, której koniec
oznaczałby pewnie koniec studiów, a ja nie miałabym pojęcia co dalej zrobić ze
swoim życiem.
Po
prawie trzech latach studiowania i wielu przemyśleniach wiem już mniej więcej,
co chciałabym robić. I o tym chciałabym tu pisać (a przynajmniej w tej jednej z
kategorii). Głównie dla siebie – regularne pisanie o ewentualnych postępach
wymaga jednak mobilizacji do robienia jakiś postępów. Ale może są też w
Internecie zagubione dusze o podobnych problemach i aspiracjach – a nuż moje
pisadła wydadzą się komuś interesujące, bliskie, może nawet pomocne (jako poradnik
z serii „ucz się na cudzych błędach”).
W
tym momencie wypadałoby napisać, jaką postanowiłam obrać drogę. Nawiązując do
studiów – zawodowe doszukiwanie się trzeciego dna we wszystkim, co czytam,
oglądam oraz w co gram i jeszcze dzielenie się tym z osobami trzecimi to coś,
co mogłabym robić do końca życia, i jeszcze dostawać za to kasę. Drugą, równie
przyjemną profesją, byłoby tworzenie czegoś samemu – jako
reżysero-scenarzysto-pisarka… Bóg wie jeszcze co – są historie i tematy, które
można przekazać tylko jednym, konkretnym medium. Nie mniej ekspresja wszelka
cieszy mnie najbardziej na świecie, a jakby jeszcze ktoś chciał z tym obcować…
To byłoby piękne. Na tyle piękne, bym poszła w życiu w tę stronę.