Liczba
wypisanych dni: 7
Liczba
słów: 7861
Choć
zabrzmi to nieprawdopodobnie, szczerze mogę powiedzieć, że w ciągu tego
tygodnia nauczyłam się o pisaniu więcej niż przez ostatnie pół roku.
Po
pierwsze, jestem w stanie pisać dużo więcej, niż dotychczas. Przyznaję się, nie
wyrabiam normy 1667 słów dziennie, jednak sama świadomość tej granicy bardzo
mnie motywuje. Pierwszego dnia z trudem wydusiłam z siebie nie cały tysiąc słów
–wczoraj napisałam o połowę więcej, i to przy dużo spokojniejszej pracy.
Zawdzięczam to pewnie temu, że myślę teraz ilościowo, a nie jakościowo – nie
zastanawiam się nad każdym kolejnym wyrazem, piszę nieprzerwanie przynajmniej
przez cały. Paradoksalnie, wcale nie przynosi to gorszych efektów. Wręcz przeciwnie,
tekst jest nawet bardziej spójny.
Po
drugie, zawsze znajdzie się czas na pisanie, wystarczy tylko chcieć. Fakt, że
jeszcze niedawno potrzebowałam tygodnia, żeby wystukać tyle słów, ile teraz
wystukuję w jeden dzień, mówi chyba sam za siebie.
Po
trzecie, i najgłupsze, dopiero teraz zrozumiałam, co tak naprawdę znaczy, że
pisarz powinien przede wszystkim pisać. Jak wspomniałam ostatnio, cały listopad
poświęcę pracy nad fanfiction, które zaplanowałam jeszcze w wakacje. Prawda
jest taka, że we wrześniu i październiku też próbowałam coś z nim zrobić,
jednak nie mogłam poradzić sobie z podstawowym problemem – jak zacząć. W głowie
miałam kilka pomysłów, jednak każdy po kilku zdaniach wydawał mi się tak
beznadziejny, że przerywałam pisanie. Teraz było tak samo – gdy jednak wisiała
nade mną ta granica 1667 słów, pisałam dalej, nawet gdy czułam, że nigdy nie
stworzyłam niczego gorszego. Tym sposobem każdy z tych pomysłów został
napisany, od początku do końca, jeden gorszy od drugiego. Wtedy jednak, gdy
miałam je przed sobą, kompletne i gotowe, mogłam im się przyjrzeć i zrozumieć,
co tak naprawdę było w nich nie tak. Rozwiązanie było banalne - wystarczyło nie
uśmiercać ojca głównej bohaterki. Potem bez problemu ruszyłam dalej. Jednak
żeby zrozumieć coś tak oczywistego, musiałam najpierw wypluć z siebie blisko
4000 słów. Wniosek – choćby nie wiem jak bardzo szczegółowy i dopracowany z
matematyczną dokładnością plan się stworzyło, o jego skuteczności można się
przekonać dopiero podczas pisania.
Wiem,
że nic nie wiem – tak bym podsumowała ten tydzień.
Może ja też tak zacznę robić... Zawsze, kiedy piszę rozdział, nie wyciągam więcej, niż 300 słów :P
OdpowiedzUsuń