To
było jeszcze przed końcem sesji. Ba, właściwie w samym jej środku – niby
większość przedmiotów zaliczona, ale wszystkie najgorsze egzaminy wciąż majaczą
przede mną. Po powrocie do domu więc musiałam odrzucić gazetę na łóżko i okopać
się przy biurku zawalonym notatkami…
Wszystko
szło dobrze, dopóki po pół godzinie nauki nie musiałam zrobić sobie przerwy na
pełne boleści westchnienie i wzniesienie oczu do sufitu. Właśnie w drodze od
notatek do sufitu wzrok mój przystanął na okładce leżącej na łóżku gazety –
Deadpool, obrócony z gracją, jedną ręką łapiąc się za pośladek, drugą
niedwuznacznie unosząc do ust, łypał na mnie ponętnie właśnie z tej okładki.
Nie mogłam nie odpowiedzieć na to uśmiechem, i zaraz wróciłam do swoich notatek.
Jednak
po przeczytaniu zaledwie kilku wersów mój wzrok bezwiednie znów spojrzał ponad
kartką – Deadpool wciąż tam był i wciąż na mnie patrzył.
Nie, nie rzucę nauki w cholerę obiecałam
sobie znów wracając do notatek. Czytałam dzielnie, jednak wciąż i wciąż ten sam
akapit – czując na sobie spojrzenie z okładki nie potrafiłam skupić myśli.
Mogłam
wstać i obrócić gazetę okładką do dołu. Nie, nie mogłam. Po pierwsze dlatego,
że znalezienie wygodnej pozycji na krześle zajęło mi naprawdę sporo czasu, a z
tego miejsca nie byłam wstanie dosięgnąć do łóżka. Po drugie, i co ważniejsze,
nie mogłam dać się sprowokować Deadpoolowi. Nie dam mu tej satysfakcji, niech
patrzy ile chce i jak chce, mnie nie złamie!
W
pewnym momencie jednak się złamałam. Nie, nie wstałam z krzesła – rzuciłam
notatki na blat, skrzyżowałam ręce na piersi i odpowiedziałam na wyzwanie
najbardziej obojętnym spojrzeniem, na jakie było mnie stać.
Walka
była długa i zażarta. Nie wiem, czym by się to skończyło (nie wykluczam
rękoczynów, w końcu ile można wytrzymać zwiniętej na krześle), gdyby drzwi
mojego pokoju nagle się nie uchyliły i przez szparę nie wślizgnęłaby się Kota…
Koty
mają taki głupi zwyczaj, że jak tylko gdzieś leży książka/zeszyt/gazeta/kartka/itp.
natychmiast muszą na tym usiąść. Tak więc Kota, w odpowiedzi na ten zew,
momentalnie wskoczyła na łózko i spojrzała na czasopismo, gotowa na nim usiąść.
Mając
w końcu neutralny pretekst, momentalnie zerwałam się z krzesła.
-
A-a-a, kiciu, nie wolno siadać na papierze – zaćwierkałam, dosłownie wyrywając
jej gazetę spod łap. Ciesząc się z zesłanej przez los okazji, przeszłam
tanecznym krokiem przez pokój i odłożyłam pismo na regał. Tym razem,
przezornie, okładką do dołu.
-
Ty, mój drogi, musisz zaczekać do premiery – rzuciłam jeszcze do Deadpoola na
odchodnym.
Kota
nie wydała się zmartwiona brakiem gazety. Zamiast tego zwinęła się w kłębek na
porzuconym opodal swetrze, o wiele wygodniejszym niż papier. Ja za to wróciłam
do nauki, niczym już nie rozpraszana, i, co ważniejsze, z jednym wygranym
pojedynkiem z Deadpoolem na koncie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz