piątek, 10 lipca 2015

Rytuał kreślenia

Ja wiem, że to już są wakacje. Ale muszę jakoś rozliczyć się z tym doświadczeniem sesji, a najlepiej to właśnie tak twórczo.

Z długopisami tak już jest, że rzadko kiedy można je wypisać. Najczęstszą przyczyną końca współpracy z długopisem jest zgubienie owego narzędzia. Drugą z kolei jest pożyczenie długopisu, które przez zapominalstwo obu stron niemal zawsze okazuje się bezterminowe. Widać więc, że nawet w czymś tak błahym objawia się nieskończony krąg życia – ktoś gubi długopis, pożycza i nigdy nie oddaje; następnie osoba, która ofiarowała komuś swój długopis, zapomina o tym, pożycza od innej osoby i nigdy nie oddaje... I tak w kółko.
Bywa jednak tak, że siły rządzące Wszechświatem zsyłają łaskę wypisania długopisu. Jednak i wtedy coś jest nie tak. W najmniej odpowiednim momencie, i to zdecydowanie za wcześnie, kolor tuszu z każdą naskrobaną literą staje się coraz bledszy, aż po przerzuceniu kartki już nigdy nie udaje się zapisać następnej strony...
Przez zaślepiającą rozpacz i panikę (wykład w pełni, a tu nie ma czym notować!) przebija się tylko jedna myśl – DLACZEGO? W końcu mam ten długopis od niedawna, co ja zdążyłam nim napisać? Trochę notatek, może trzy sprawdziany...
Cofam się myślami do tych sprawdzianów. I wtedy wszystko staje się jasne.
Każdy kojarzy ten moment, kiedy czas na egzaminie się kończy, a na kartce nie ma jeszcze połowy odpowiedzi. Słowa wtedy pojawiają się na papierze szybciej niż w głowie - najpierw piszę, potem myślę. I dokładnie w momencie, gdy stawiam kropkę na końcu zdania, dociera do mnie, że to co napisałam jest kompletnie bez sensu. Jednym machnięciem przekreślam całe zdanie i zabieram się za następne. Wtedy myślę, że to co skreśliłam nie tylko jest bezsensowne, ale i kompletnie głupie. Cofam się więc do tego zdania, bo niby skreślone się nie liczy, ale co wykładowca o mnie pomyśli, jak zobaczy taką głupotę. Z czystym sumieniem wyzerowałby całą pracę, jak nic! Skreślam więc jeszcze raz. I kolejny. Dla pewności jeszcze trzeci, w najbardziej zamaszysty sposób. A tę cholerę dalej widać, i przy odrobinie wysiłku da się odczytać. Już wiem, że nie da się tego skutecznie zamazać w taki sposób, żeby wyglądało to na spontaniczne skreślenie. Nie ma więc innego wyjścia, jak tylko zamalować to z precyzją godną wypełniania kolorowanek. Co z tego, że tracę czas na dopisanie odpowiedzi do końca – brak głupich informacji jest równie ważny, co wpisanie tych poprawnych.

4 komentarze:

  1. Ja zawsze wszystkie długopisy gubię. Po kilku dniach w moim piórniku nie ma żadnego długopisu. Więc biorę następne. I tak w kółko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe, co się dzieje z tymi wszystkimi zgubionymi długopisami... Pewnie trafiają w ręce następnych, którzy też je potem gubią... Muszę to kiedyś zbadać!

      Usuń
  2. Ale Ty ciekawie piszesz. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *zapowietrzenie* senpai noticed me!
      Jej dziękuję! Miło mi, że się podoba :3

      Usuń