Wiosna to pora, kiedy miłość rośnie wokół nas. Pszczółki
zapylają, zwierzątka się ganiają, zakochane pary wyskakują na
ulicach jak grzyby po deszczu.
Nic jednak nie pobije tego, z czym od jakiego czasu stykam siępo
powrocie do domu.
Któregoś dnia usiadłam po południu za biurkiem, by użerać się
z analizą fugi. Praca była bardzo frustrująca, więc po jakimś
czasie musiałam westchnąć głęboko i podnieść zmęczony wzrok
na widok za oknem...
Prosto na parzącą się na dachu sąsiedniego bloku parę gołębi.
Szok. I coś na kształt zazdrości, bo bawiły się zdecydowanie
lepiej niż ja w tamtym momencie. Zresztą, nie tylko wtedy – w
następnych dniach także urządzały sobie takie schadzki, akurat,
gdy musiałam pracować za biurkiem. Była jednak wiosna, musiałam
więc wybaczyć im tę złośliwość.
W wakacje sprawa miała się nieco inaczej. Nie siadałam wtedy za
biurkiem w celach służbowych, więc widok dobrze bawiącej się
pary nie budził we mnie negatywnych emocji. Czułam jednak niepokój
– w końcu to już nie była wiosna, ale połowa lata...
A niedawno zaczął się październik. Po długiej przerwie znów
usiadłam za biurkiem, tym razem do analizy sonaty, a gdy przy
przetworzeniu musiał już podnieść rozżalony wzrok...
Znowu zobaczyłam te gołębie.
Podobno po osiągnięciu dojrzałości płciowej gołębie wdrażają
się w niekończący się aż do śmierci okres godowy. Jednak to, co
dzieje się za moim oknem, to nie szlachetne przedłużanie gatunku,
to już bezwstydna rozpusta – a gołąb gołębiem, ale też
powinien się szanować!
Gołębie...
OdpowiedzUsuńCiekawe rzeczy dzieją się za Twoim oknem...Chociaż przyznam, że nie zdroszczę :>
Pocieszam się myślą, że gorzej ma moja przyjaciółka, która ma takie widoki w domu sąsiadów naprzeciwko... XD
UsuńOjej... XD
Usuń