Na
hasło artysta w mojej głowie rodzi
się tylko jedno, trochę romantyczne skojarzenie…
Artysta
to człowiek zamknięty we własnym świecie, którego granice wyznacza światło
świecy. Siedzi skulony, rozkojarzony i nieswój. Czeka, aż w najmniej
spodziewanym momencie zjawi się jego prawdziwa kochanka - Muza. Gdy to się
stanie, nie liczą się obowiązki, głód ani czas – wzniecony przez Muzę żar karze
mu tworzyć, póki nie skończy, lub póki ten szał nie wykończy jego.
Wychowałam
się właśnie na takim micie. I nie ukrywam, że taki obraz artysty bardzo mi się
podoba. Obcując ze sztuką w każdej formie lubię czasem wyobrażać sobie, że
tworzył ją właśnie ktoś taki– trochę uduchowiony, trochę nawiedzony, a na pewno
unoszący się ponad tę rzeczywistość.
Niestety,
po blisko dwudziestu latach skończyło się to fantazjowanie. Mój romantyczny sen
skończył się wraz z informacją, że współcześni kompozytorzy z wyższych sfer.
nie wierzą już w szepty Muzy. Ich kompozycje są owocami trzeźwej myśli i
oprogramowania. Zero oświeceń i napadów szaleństwa.
Na
szczęście ta wieść tyczy się tylko kompozytorów. Nie mam pojęcia, jak wygląda
praca artystów z innych dziedzin sztuki. Może jeszcze nie przeszli na
współczesny tryb racjonalności?
Na
wszelki wypadek ja sama, choć do miana artysty jeszcze mi daleko, staram się
czasem tak poszaleć. Nawet posty na bloga o wiele lepiej pisze się w środku
nocy przy blasku świecy. Poza tym, należy kultywować tradycje – nikt w końcu
nie chce, by jego dzieci wychowywały się w świecie, w którym mit romantycznego
artysty rzeczywiście jest tylko mitem.
Mi też zawsze podobał się taki obraz artysty. I chociaż jeszcze 100% artystką nie jestem, kiedy mam wenę, to ciężko oderwać mnie od pracy. :D
OdpowiedzUsuńMario, to tak jakbyś opowiadała o Agacie. To jest artystka.... :>
OdpowiedzUsuńTęsknie, ale widzimy się w przyszłym tygodniu!