sobota, 2 kwietnia 2016

Rośnie nam fan


Studio tańca, w którym działam, przynajmniej raz do roku organizuje „kulturalny” pokaz wszystkich grup. Kulturalny, znaczy nie w klubie, ale na sali teatralnopodobnej, dedykowany głównie krewnym i bliskim tancerzy.
Odkąd jestem z tym studiem związana – czyli od ostatnich kilku lat – dostrzec można pewien niepisany zwyczaj. Mianowicie, przynajmniej w jednej choreografii pojawia się jakieś nawiązanie do Gwiezdnych Wojen.
W tym roku nie było inaczej. Padło na jedną z najbardziej energicznych ekip. Gdy tylko tancerze pojawili się na sali, ryknęła mocna muzyka, do którego zaraz dołączył równie ognisty taniec. Dźwięk i ruch narastały, elektryzując publiczność, i narastały, narastały…
Aż w szczytowym momencie wszystko ustało. Muzyka ucichła, tancerze zastygli, sala pogrążyła się w półmroku.
Trwało to ułamek sekundy. Zaraz po tym rozległ się znajomy świszczący oddech…
 A nagle przez salę przetoczył się równie podekscytowany dziecięcy okrzyk:
- Lord Vader!

Cała widownie ryknęła śmiechem. Ja także. Ale nie był to tylko wyraz rozbawienia, lecz także radości i dumy. Radości, że ukochana saga wciąż potrafi budzić emocje w kolejnych pokoleniach. Dumy – z dziecka, które w tym jednym momencie stało się symbolicznym potomkiem każdego starszego fana Gwiezdnych Wojen.


4 komentarze:

  1. O bosze! Jak tu się pozmieniało! I jak przyjemnie się czyta! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Namacalny dowód oddziaływania Poradniesiącowego cyklu ;D Co tam, że sama potrafiłam kląć na blogi z czarnym tłem i białą czcionką, sama z siebie nie wpadłabym, że u siebie też nie powinnam takiej stosować.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  2. Hahah! Coś w tym jest! Spójrz tylko, ile mi zajęło przekonywanie się do zupełnie jasnych kolorów. Ale mogę cię zapewnić, że to zmiana na duuużo lepsze :).

    OdpowiedzUsuń