Jednym
z uroków studiowania jest to, że zajęcia trwają aż półtorej godziny. Z takim
zapasem czasu nikt z przybyciem się nie spieszy – który z profesorów w ferworze
działania zauważy, czy ktoś rzeczywiście przekroczył ten przysłowiowy kwadrans
studencki czy też nie. W mojej grupie więc właściwie wszystkim zdarzają się co
jakiś czas takie niewinne spóźnienia. Niby nic, jednak do przyjrzenia się temu zjawisku
i zanalizowania go skłoniła mnie jedna z osób, która spóźnia się w dość
ciekawy sposób.
Wchodzi
cicho jak kot. Nie mówi nic – symboliczne przeprosiny przesyła wykładowcy samym
ruchem warg. Przechodzi przez salę pewnie i z gracją, nie przejmując się
stukaniem obcasów. Udaje, że nie słyszy swoich kroków. W
ogóle całą swoją postawą próbuje przekonać, że wszystko jest tak, jak być
powinno. Idąc unosi wysoko głowę i strzela naokoło wyzywającym spojrzeniem.
„Tak, spóźniłam się – ale co z tego?” zdaje się mówić. Jest zdecydowanie ponad
to.
To
tak zwany typ zimnej wyniosłości. Zupełnie inny niż kolejny, mniej rzucający
się w oczy, ale zdecydowanie bardziej popularny. To skrytobójca. Jego
przybyciu nie towarzyszy absolutnie żaden dźwięk. Studenci, z racji tego gdzie
siedzą, zauważają go niemal od razu. Wykładowca jednak, nie zaalarmowany żadnym
hałasem, albo pozostaje nieświadomy, albo dostrzega tylko kątem oka jakiś
przemykający przez salę cień. Nawet jeśli odwróci się, by zgromić wzrokiem
spóźnialskiego, sam jest spóźniony – skrytobójca bowiem siedzi już w ławce i
bazgra bezwiednie w zeszycie, jakby był obecny od samego początku wykładu.
Pochodnym
typem od skrytobójcy jest niezdara. Niezdara także chce
wślizgnąć się na zajęcia niezauważonym, jednak nigdy mu się to nie udaje. Już
wchodząc do sali zaczepia kurtką o klamkę. Przez długi czas szarpie się z drzwiami,
którymi potem trzaska. Mrucząc przeprosiny przemierza salę skupiony na
poprawianiu niepokornej kurtki, więc po drodze potyka się na stopniach. Gdy w
końcu dociera do pierwszego wolnego miejsca, z nerwów zapomina o planie
zachowania ciszy, na dokładkę więc szurnie krzesłem i zatrzeszczy rozkładanym
pulpitem. Na pełne wyrzutu spojrzenie wykładowcy może tylko powiedzieć, że
naprawdę starał się wejść po cichu.
Jednak
zdarzają się też tacy, którzy podobne chwile uwagi lubią wykorzystać na
ekspresowy stand-up. Kabareciarz wpada więc na salę z
impetem, najlepiej zziajany. Przerywa wykład wykrzykując powitanie, przeprosiny
i zapewnienie, że to spóźnienie to nie z jego winy, to przez wyjątkową
sytuację. Po tym wstępie przechodząc obok katedry zwalnia nieco kroku i wbija w
profesora intensywne spojrzenie, błagające, by ten spytał o ową wyjątkową
sytuację. Czasem wykładowcy łapią się na to, czasem nie, jednak kabareciarz i
tak się odezwie – po coś w końcu ułożył tę kuriozalną historię o pijanych
napastnikach terroryzujących tramwaj.
Wszystko
to jednak nic w porównaniu z odwiecznym. Odwieczny spóźniał się
od zawsze, więc będzie się spóźniał do skończenia świata. To fakt. Tak
oczywisty, że nikt już się temu nie dziwi. Jego spóźnieniami nie przejmują się
już ani wykładowcy, ani nawet on sam. Po zajęciach nie prosi nawet o odhaczenie
go na liście obecności – dobrze wie, że profesor wpisał mu spóźnienie jeszcze
przed jego przybyciem.
Hahah, na mojej uczelni odnajduję każdy typ studenta opisany w Twoim poście. :D Ja osobiście spóźniam się bardzo często i należę chyba do tego odwiecznego typu. Tak to już jest, a to przed samymi zajęciami znajomi czegoś chcą, a to mpk późno przyjechał, a to w toalecie korek... xD
OdpowiedzUsuńDokładnie! Mam tak samo! Ale po co się stresować, lepiej na luzie żyć, niż wszędzie z zegarkiem w ręce biegać ;)
UsuńMery, no typ Odwieczny to kropla w krople Ty :D Tak, tak, "na mature też się spóźnisz?" :)
OdpowiedzUsuńA na maturę się nie spóźniłam, ha!
UsuńNo, a przynajmniej nie na tę z matmy
Dżizzz, przez swoją współlokatorkę (taką "odwieczną", jak ładnie ich nazywasz) spóźniłam się w pierwszym roku na wszystkie egzaminy po kolei. Nie ma nic bardziej żenującego, niż to jak człowiek czuje się pod tym wzrokiem sprawiedliwych. Ostatnio się z tego leczę, starając się przychodzić dużo za wcześnie zamiast dużo za późno. Może i strata czasu, ale przynajmniej sumienie spokojne.
OdpowiedzUsuńTym bardziej, jak spóźniasz się nie ze swojej winy - to jest najgorsze uczucie z możliwych!
UsuńNajprawdziwsza prawda!
Usuń