Po festiwalach filmowych ludzie mają zwyczaj pisać o filmach.
Oczywiście jest to uzasadnione, ale nie widzę sensu w powielaniu
tego trendu, skoro dzieje się tam jeszcze wiele innych rzeczy, o których
warto by napisać.
Na przykład o szerzeniu się kultu niewolnictwa wśród
wolontariuszy, o czym przekonałam się z autopsji. W fazie
przygotować większość wolontariuszy zaprzęga się do zadań
przypominających taśmociąg w fabryce, jak masowe składanie
pakietów powitalnych dla gości. W samej takiej pracy, choć
czasochłonna i nużąca, nie ma nic złego ani wyjątkowego –
najciekawsze jest to, co dzieje się w tym czasie z
wolontariuszami...
Po kilku godzinach sumiennej pracy koordynator zarządza zasłużoną
przerwę. Na taśmociągu konsternacja – dać odpocząć zmęczonym
kończynom i tym samym wypaść z rytmu czy ciągnąć to do końca,
dopóki tak ładnie wszystkim idzie? Część decyduje się przerwać,
część zostaje na stanowiskach. Produkcja pakietów działa więc
dalej, choć, z tego co słychać, uszczuplony skład daje się we
znaki:
- Ej, gdzie się
podział ten od ulotek?- Powiedział, że jest głodny i poszedł coś zjeść.
- Jakby tylko on tu był głodny...
- No tak, ale on jednak ma za sobą te cztery godziny.
- Cztery godziny?! Ja tu działam od rana, i jakoś nie narzekam.
Mnie, jako jednej z odpoczywających, na moment zrobiło się aż
głupio, że jak ostatni słabiak zdecydowałam się skorzystać z
przerwy. Zjeść kanapki w ogóle się nie odważyłam.
Kiedyś spotkałam się z twierdzeniem, że Polacy to Chińczycy
Europy. Wtedy myślałam, że to aluzja do niskich pensji. Teraz
jednak wydaje mi się, że chodziło pracę w niemal niewolniczym
trybie, bez chwili wytchnienia. A właściwie nie samą taką pracę,
ale silną jej potrzebę – w końcu brak skrajnego wycieńczenia to
brak jednego powodu narzekań i pławienia się w swoim nieszczęściu.
A to, jak wiadomo, nasz sport narodowy.
Innym ciekawym zjawiskiem jest odbywająca się na terenie całego
festiwalu gra długich podejrzliwych spojrzeń. Sprowadza się ona do
wypatrywania w tłumie znanych osobistości, które pojawiają się
to tu, to tam w trakcie całej imprezy. Do tej pory nikt jeszcze nie
wpadł na pomysł zaopatrzenia ich w specjalne plakietki czy czapki z
chorągiewką, tak więc wypatrzenie takiej znanej osobistości nie
jest tak proste, jak mogłoby się wydawać. Z tego powodu każdy
gracz, przechodząc z kina do kina, wydaje się podejrzanie
zainteresowany otoczeniem – rozgląda się, jakby kogoś szukał,
albo na kogoś czekał, a gdy zatrzymuje wzrok na jakimś przechodniu
odrobinę za długo, w jego oczach można dostrzec to pytanie: „czy
to nie ten z tamtego filmu?”.
Przeważnie odpowiedź brzmi „nie”. Ale to nic, wystarczy jakby
nigdy nic wrócić do pozorowania naturalnej obserwacji otoczenia.
Jeśli jednak odpowiedź brzmi „tak”... To wtedy też nic. Jedyna
różnica jest taka, że po powrocie do domu można triumfalnie
krzyknąć: „ty, słuchaj, spotkałem tego z tamtego filmu!”.