Zacznę od samokrytyki - bo wciąż nie mogę uwierzyć, że od obejrzenia Deadpoola potrzebowałam aż pięciu miesięcy na okiełznanie tych półtora tysiąca słów. Skandal! Nie bierzcie ze mnie przykładu.
Z podziękowaniami dla
cudownej osoby, której szczere, ale i miłe rady udoskonaliły ten tekst.
Dla chętnych – piosenka,
która była inspiracją opowiadania TU.
Z
początku Vanessa myślała, że to znowu ten burak zza ściany zaczął wiercić
jeszcze przed świtem. Próbowała ignorować hałas, jednak czuła, że z każdą
sekundą rozbudza się coraz bardziej. Po dłuższej chwili była już na tyle
świadoma, by zdać sobie sprawę, że to, co słyszy, to wcale nie wiertarka, ale
uporczywe szorowanie zębów.
Usiadła
na łóżku i odruchowo już spojrzała w stronę aneksu kuchennego. Jak zwykle
zobaczyła Wade’a - jedną ręką operował szczoteczką do zębów, w drugiej trzymał
telefon oświetlający zlew.
-
Dużo dyskretniej niż ostatnio – rzuciła Vanessa. – Prawie się nie obudziłam.
Telefon,
w odruchu wypuszczony nagle z ręki, huknął o podłogę i zgasł, pogrążając
pomieszczenie w ciemności.
-
Szlag, Ness, przestraszyłaś mnie – wybełkotał Wade przez pastę w ustach.
Teraz
Vanessa mogła pozwolić sobie na kpiarskie parsknięcie.
-
Co, czyżby zatkała się umywalka w łazience?
Nie
odpowiedział, nabrał wody w usta – dosłownie. Jednak nawet po wypluciu jej z
resztkami pasty nie wrócił do tematu.
-
Telefon cały, dzięki, że pytasz – burknął, gdy podniósł aparat i znów go
włączył. – Ale z tego, co widzę, to chyba naplułem ci do ryżu. Mam nadzieję, że
masz jakiś inny plan na śniadanie…
-
Dlatego ja poranną toaletę załatwiam
w łazience. Nie mogłabym malować się bez…
-
Ja na szczęście się nie maluję – przerwał jej – więc nie muszę ograniczać się
do łazienki, lustra mi nie potrzeba.
Nim
Vanessa zdążyła czymś na to odpowiedzieć, Wade, tym razem już sam, wyłączył
światło telefonu. Ciemność, która zalała pokój, jeszcze skuteczniej uciszyła
dziewczynę. W pełni skupiona, nasłuchiwała odgłosów wydawanych przez
przemieszczającego się tu i tam Wade’a. Zadrżała, gdy po chwili usłyszała
trzask naciąganego lateksu.
-
Naprawdę musimy zaczynać ten dzień w taki sposób? – rzuciła w ciemność.
-
Ty nie musisz – głos Wade’a brzmiał zaskakująco miękko. – Śpij dalej. Wrócę,
zanim znów się obudzisz, więc kiedy otworzysz oczy, będziesz mogła udawać, że
ta rozmowa tylko ci się przyśniła – mówiąc to, nagle zmaterializował się tuż
przed nią, dosłownie na sekundę, by musnąć ustami jej czoło. Nim zdążyła zareagować,
zniknął, i zaraz w ciemności rozległ się trzask drzwi i dźwięk zamka.
Nie
mając żadnej lepszej perspektywy, Vanessa poszła za radą i położyła się, pewna,
że już nie zaśnie. Leżała, myśląc o kuchni, myciu zębów i tym cholernym lustrze
w łazience…
I
wtedy jednak zasnęła.
* * *
Poczuła
coś na twarzy. Drażniło czubek nosa, zaraz przeskoczyło na powieki, skutecznie
wyganiając resztki snu. Vanessa ostrożnie otworzyła jedno oko, jednak zaraz
znów je zamknęła, gdy promienie wpadającego przez szparę w rolecie słońca
brutalnie ją zaślepiły.
-
Wade, zasłoń, jesteś bliżej… – wymamrotała, na oślep wyprowadzając cios w
kierunku drugiej strony łóżka. Jej ręka trafiła jednak tylko w skotłowaną
pościel.
Vanessa
momentalnie otworzyła oczy.
-
Wade? – krzyknęła, choć dobrze widziała, że nigdzie go nie ma. Rozglądała się
tępo po pustym mieszkaniu, aż w pewnym momencie dotarło do niej, że to w sumie
nieważne. Nie raz Wade znikał tak z samego rana. Albo nawet jeszcze w nocy, kto
wie. Liczy się, że kiedyś i tak wróci.
Burczenie
w brzuchu wyrwało ją z zadumy. Nic nie wyganiało jej z łóżka tak skutecznie jak
poranny głód. Nie myśląc już, poczłapała do kuchni i złapała za leżącą akurat
na blacie miskę z resztką ryżu. Wpakowała do ust jedną łyżkę, zaraz dopchała
drugą…
Czuła
jakiś dziwny posmak mięty…
Nagle
olśniona, momentalnie wypluła wszystko do zlewu. Pasta do zębów Wade’a. Mył
zęby w kuchni. Vanessa widziała, jak wychodził. Rozmawiała z nim. Nagle była w
stanie przypomnieć sobie całą ich wymianę zdań. Z każdym słyszanym w głowie
słowem czuła coraz bardziej narastającą frustrację.
Wszystko
poszło nie tak. Znowu. Matko, jaką ona była beznadziejną idiotką!
Na
cholerę w ogóle się odezwała? Mogła udawać, że śpi, wtedy uniknęliby kolejnej prowadzącej
donikąd rozmowy. Wade nie przestanie myć się przy zlewie tylko dlatego, że
Vanessa po raz setny zwróci mu na to uwagę. Nie zobojętnieje na swoje odbicie w
lustrze w łazience przez same jej zapewnienia, że jego wygląd niczego nie
zmienia. W ogóle nie przyzna się do tego problemu, nawet jeśli Vanessa sama
poruszy temat.
Inna
sprawa, że ona nigdy nie poruszy tematu, bo boi się, że konfrontacja i
demaskacja znowu może skończyć się zniknięciem Wade’a.
Właściwie,
czy Wade kiedykolwiek do niej wrócił? Z każdym dniem zaczynała w to coraz
bardziej wątpić. Nawet nie dlatego, że od momentu przemiany większość czasu spędzał
we wcieleniu Deadpoola. Nie, najgorsze było to, że nawet w domu, po zdjęciu
maski, Wade wciąż nie był do końca sobą. Spędzali razem czas, rozmawiali,
śmiali się, kochali… A potem zdarzały się poranki, kiedy mył zęby w kuchni… Wyrzucał
ukradkiem znalezione podczas sprzątania zdjęcia… Albo zawieszał się na jakiś
czas, jakby nagle dopadła go jakaś potworna myśl. Wszelkie pytania Vanessy zbywał
jednak śmiechem i zręczną zmianą tematu. Nawet, jeśli w środku trawił go jakiś
ból, skutecznie chował go pod maską uśmiechu. Robił to, co zawsze robił jako
Deadpool – ignorował wszelkie rany, które prędzej czy później i tak same się
zagoją.
Ale
ta się nie zagoi. Nie sama i nie, kiedy rozdrapują ją nawet zwykłe codzienne
czynności. Tego Vanessa była pewna. Ale co z tego? Świadomość nie niosła wiedzy,
jak temu zaradzić.
Wade
sam nie zdejmie maski. Vanessa nie ośmieli się mu jej zerwać. Ani zdjąć lustra.
Nie, to byłoby jawne przyznanie się do obustronnej porażki. Potrzeba konfrontacji,
jednak bez demaskacji. Znaczy musiałaby jakoś zmusić do niej Wade’a, ale nie w
bezpośredni sposób…
Złapała
się na tym, że przez cały ten czas wciąż wbijała wzrok w zapluty ryż. Nawet nie
zauważyła, kiedy cała ta papka z jej pomocą wylądowała w odpływie zlewu. Zaraz
za nią trafiła tam surówka, purée i masa innych rzeczy z lodówki, które
nadawały się do zapchania rury.
Jedzenia
znalazła mniej, niż się spodziewała. Zaczęła więc wpychać do odpływu papierowe
ręczniki, jeden po drugim. Wtedy zaczęła do niej docierać wątpliwość tego planu.
Zmianę w klubie zaczynała dopiero wieczorem, jednak od jej wyjścia Wade będzie
miał wystarczająco dużo czasu, by zobaczyć, że coś w kuchni jest nie tak.
Przeważnie był zbyt leniwy, żeby zabierać się za takie rzeczy od razu, ale co
jeśli tym razem…
Aż
podskoczyła, gdy usłyszała dzwonek telefonu. Jedną ręką wciąż ładując papier do
zlewu, drugą sięgnęła po leżący w pobliżu aparat.
Wiadomość
od Wade’a.
Szykuje się niezła jatka,
jest sporo roboty. Gdybym nie zdążył odebrać cię w nocy z klubu, zamów
taksówkę. Po dzisiejszej akcji będę miał ci z czego za nią oddać.
Przypadek?
Wierzyła, że nie. Mimo to wpychając do rury ostatni ręcznik, nie wiedziała, czy
bardziej odczuwała ciężar wyrzutów sumienia, czy dumę z własnej przebiegłości.
* * *
Vanessa
otworzyła gwałtownie oczy. Coś się stało. Co ją obudziło? Zły sen? Miała
wrażenie, że coś usłyszała. Nie wynurzając się spod kołdry, wysunęła rękę na
drugą stronę łóżka, jednak wyczuła tam tylko wymiętą pościel. Wtedy dopiero
podniosła się do siadu. W szarości wczesnego poranka nie dostrzegła Wade’a
nigdzie w pobliżu łóżka ani przy kuchennym blacie.
Minęła
chwila, nim przypomniała sobie, dlaczego tym razem Wade nie mógł myć zębów w
kuchni.
O
mało nie spadła z łóżka, gdy drzwi łazienki otworzyły się nagle. Przez szparę
wysunął się Wade, dziwnie zgarbiony. Zamknął za sobą ostrożnie drzwi i sam
również mało nie krzyknął, gdy spojrzał na swoją partnerkę.
-
Ness… nie śpisz… - wydukał po chwili, nerwowo ruszając schowaną w kieszeni
bluzy dłonią. Przyglądał jej się uważnie.
Zbyt
uważnie.
-
Nie, nie śpię – przyznała. – Ty zresztą też nie. Tak wcześnie… Wychodzisz
gdzieś?
Z
każdym jej słowem, o dziwo, Wade odprężał się coraz bardziej. Tylko ręka nie
znieruchomiała.
-
Obiecałem pomóc Al z jakąś zepsutą szafką – zaczął tonem, który zapowiadał
odwracający uwagę monolog. - Z rana, jak to tylko starsze panie lubią… Poza tym
zlew nam się zapchał. Stara ma na wszystko jakieś sposoby, na to pewnie też.
Swoja drogą, czego ty tam napchałaś? Nie mów, że to ten ryż…
Vanessa
przyglądała mu się uważnie. Gdy nie dostrzegła niczego niepokojącego, tylko uśmiechnęła
się przepraszająco.
-
Może… Nie wiem, zmywałam wszystko na szybko…
-
Zresztą, co za różnica – Wade machnął wolną ręką. – Dobry kwas przeżre
wszystko. Zwłaszcza taki z piwnicy Al. Już my ogarniemy, co z tym zrobić.
-
Rozpieszczasz mnie – mruknęła Vanessa zalotnie. – Zanudzę się na śmierć…
-
Dlatego idź spać. Wrócę, zanim się obudzisz. Nie wstawaj, zajmę się wszystkim,
szafką Al, zlewem, łazienką…
-
Łazienką?
Wade
w jednym momencie znów zesztywniał. Trwało to jednak ledwie ułamek sekundy,
cień na jego twarzy zaraz zastąpił szeroki uśmiech.
-
Jadłem wczoraj kebaba, nie chcesz wchodzić po mnie do kibla – zaśmiał się
głupio. Vanessa nie mogła także się nie roześmiać.
-
Tak więc lepiej nie wychodź z łóżka – powtórzył. – Śpij, a jak wrócę, wszystkim
się zajmę.
-
Lepiej, żeby tak było – mruknęła, odprowadzając go wzrokiem do wyjścia. Chwilę
potem jeszcze wpatrywała się w drzwi, nie mogąc do końca uwierzyć w to, co się
właśnie stało.
Czyżby
jej plan zadziałał? Wprawdzie Wade przez moment może wyglądał na nieco zdenerwowanego,
ale to i tak kropla w morzu tego, czego obawiała się po jego spotkaniu z
lustrem. Choć widoczny sukces tej intrygi nie do końca uciszył wyrzuty
sumienia, Vanessa uspokoiła się na tyle, by znów rzucić się w poduszki i
zawinąć w kołdrę…
I
właśnie wtedy, gdy zakopała się w pościeli i zamknęła oczy, poczuła ucisk w
pęcherzu.
Najgorzej.
Gwałtownie
odrzuciła kołdrę i poczłapała w stronę łazienki. Szarpnęła drzwiami…
I
zamarła.
Szkło
było wszędzie – na kafelkach, szafce, w umywalce… Wszędzie, tylko nie w ramie
lustra, ziejącej teraz wybitą pustką.
Miała ochotę krzyczeć. Na siebie, na swoją
głupotę i na jej bolesne skutki. Zamiast tego zrobiła jednak to, czego nauczył
ją Wade – zaśmiała się.
W
końcu, choć problemu nie rozwiązali, pozbyli się przynajmniej dylematu, czy
powinni coś zrobić z tym cholernym lustrem.
Z założenia fanfiction to
jest one-shotem. Nie wierzę jednak w sytuację bez wyjścia – więc choć pewne
rany same się nie zagoją, jeśli tylko Vanessa znajdzie na tę lekarstwo, na
pewno dam znać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz