W filmach można wyróżnić dwa główne typy wystroju wnętrz –
albo sterylne kompozycje rodem z IKEI, albo tworzące swój własny
mikrokosmos rupieciarnie. Mnie bliższy jest ten drugi typ. Choć
oczywiście na planie filmowym każdy element wystroju jest dokładnie
zaplanowany, stwarza to jakiś pozór naturalności. Co więcej, tak
zaaranżowany pokój powie nam znacznie więcej o zamieszkującym go
bohaterze.
Dlatego też postanowiłam zmienić tytuł bloga na (w skrócie)
Rupieciarnię (kilka dobrych miesięcy temu strzeliła mi 20, więc
dla spokoju sumienia zrezygnowałam z nastolatki w tytule). Bo blog
ten jest niczym innym, jak zbiorem rupieci przeróżnej treści,
które wypłynęły z mojej głowy.
Wracając do tematyki filmowej – z okazji tej zmiany chcę
podzielić się listą ulubionych filmowych miejsc, które przekonały
mnie, że zagracone (nawet pozornie) jest piękne.
Czarodziejki W.I.T.C.H.
Jedyny nie-filmowy wyjątek z listy, ale nie mogłam o tym nie
wspomnieć. Bo od tego się zaczęło. Jak dziś pamiętam, że w
pierwszym kupionym przeze mnie numerze była prezentowana szafa
jednej z czarodziejek. Niby tylko szafa, ale tyle tam było rzeczy...
I do tego każda miała znaczenie! A całość prezentowała się tak
cudownie... Do dziś mam gdzieś ten numer. I te z pozostałymi
szafami. I lustrami. I całymi pokojami. Stara miłość nie
rdzewieje...
Pracowanie Merlina (Miecz w kamieniu)
Kolejne wspomnienie z jeszcze wcześniejszego dzieciństwa. Jak w
każdej opowieści o królu Arturze, i tu nie mogło zabraknąć
Merlina. A że od małego przejawiałam chory pociąg do książek,
nie mogłam nie zakochać się w pracowniach czarodzieja, pełnych
map, globusów, fiolek, słoików, zwojów i przede wszystkim ksiąg.
A wszystko to uzupełniała samosłużący serwis do herbaty i
gadający puchacz Archimedes.
Nora (Harry Potter)
Nie pamiętam mojej pierwszej reakcji na Norę, gdy czytałam Komnatę
Tajemnic. Pamiętam jednak, że na filmie byłam nią zauroczona.
Sama wychowałam się w mieszkaniu ciasnym, zagraconym, z
niepasującymi do siebie meblami (a to może jednak stąd miłość
do rupieciarni...?). Kiedy więc zobaczyłam takie mieszkanie,
powielone i ustawione z pomocą magii w wielopiętrowy budynek, nie
mogłam się nie zachwycić. Zwłaszcza ciasnymi schodami, po których
wciąż ktoś biegał, i tą kuchnią, zawsze tłumnie obleganą. A
wszystko to swojskiej, rodzinnej atmosferze.
Nie wierzę, że tylko ja chciałam spędzić tam wakacje. Nie
wierzę!
Dom Bilbo Bagginsa (Władca Pierścieni)
Te okrągłe przejścia, pełna kuchnia i spiżarnia, gabinet z tym
cudownym miejscem do pisania mnie kojarzący się ze stołem
kreślarskim, i sterty książek... To wszystko mówi samo za siebie.
Mieszkanie Amelii (Amelia)
Dokładnie tak wyobrażam sobie moje wymarzone mieszkanie (oczywiście
dopiero od obejrzenia filmu). Niby niezbyt przestronne, trochę
zagracone, lecz takie przytulne, z nie za jasnym, ale ciepłym
oświetleniem.
I ta niebieska lampa. Na tle czerwonych ścian. Uwielbiam.
Sypialnia Usagi (Junjou Romantica)
Niestety, nie znalazłam żadnego zdjęcia na przybliżenie tego cudu
(przypadek? Nie sądzę). Jednak tu nie o wygląd, a o samą ideę
chodzi. Ideę sypialni wypełnionej po brzegi pluszakami, figurkami,
modelami i wszelkimi innymi uroczymi zabawkami. Jeszcze w liceum
obiecałam sobie, że w przyszłości moja sypialna, tym inspirowana,
będzie wypełnionaj figurkami Transformerów i super bohaterów.
Pokój braci Hamada (Wielka Szóstka)
Trochę pokój, trochę warsztat, tu jakieś robo-zabawki, tam
orientalna maska... Właściwie o wiele prościej jest powiedzieć,
czego w tym pokoju nie ma. A jeśli już coś jest, to gdzie leży.
Klasyczny bałagan młodych kreatywnych umysłów.
Steven Universe
Zacznę od tego, że tę kreskówkę wielbię od pierwszego
wejrzenia. Potwierdza to zresztą nagłówek mojego bloga –
przedstawia królestwo Ametyst, największej bałaganiary tego
świata. Po niej w rankingu jest Greg wraz ze swoim vanem i
nieposkromionym garażem (tu także nie znalazłam
satysfakcjonujących zdjęć – odsyłam do odcinków Laser Light
Canon, Maximum Capacity i
Story for Steven).
Właściwie w tym wypadku nie ma o czym mówić – to trzeba po
prostu zobaczyć, nie tylko dla rupieciarni, ale dla wszystkich
niezwykłych miejsc, w jakich dzieją się przygody Kryształów. Dla podsycenia ciekawości - pokój tytułowego Stevena:
Choć więc na pewno coś pominęłam, na tym zakończę. Ten post
już i tak porównany z wcześniejszymi jest jakiś podejrzanie
długi. Ale co tam, czasem trzeba przełamywać zwyczaje, choćby dla
samego eksperymentu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz